środa, 26 lutego 2014

Rozdział 1: Oni powinni być razem.

Jest dokładnie 22 czerwiec 2006 roku. Tego dnia swoje 14 urodziny obchodziła Lena García, jednak jak zwykle o nich nie pamiętała. Była typem osoby, która przejmowała się problemami innych, a nie swoimi. Tak samo było z urodzinami. Pamiętała o urodzinach mamy, znajomych, ale nie o swoich. Nigdy nie potrafiła się skupić wyłącznie na sobie. Jeśli ktoś bliski jej sercu cierpiał, od razu starała się pomóc, ale gdy sama cierpiała, po prostu ukrywała to fałszywym uśmiechem. Jedyną osobą, która potrafiła rozpoznać tą minę był jej najlepszy przyjaciel, a mianowicie...
- Cristian, debilu! - wydarła się na swojego przyjaciela, który właśnie oblał ją zimną wodą.
- Madre mia, czy ty musisz być taka niemiła, nawet w swoje urodziny?
- Jestem niemiła, bo jakiś matoł obudził mnie wiadrem z wodą! To ja mam dzisiaj urodziny?
Cristian westchnął głęboko i spojrzał tępym wzrokiem w sufit, po czym zwrócił się do swojej przyjaciółki.
- Znowu zapomniałaś, prawda?
Lena zrobiła zawstydzoną minę, a chłopak spiorunował ją wzrokiem.
- Ja to mam z Tobą 3 światy...
- I wszystkie są genialne! - dokończyła za niego, cały czas się śmiejąc. Jubilatka szybko się przebrała, po czym zeszła do młodego Tello, który czekał już na dole. 
- Wszystkiego najlepszego jełopie! - wydarł się wręczając dziewczynie okrągły i zapakowany prezent, który kształtami 'wcale' nie przypominał piłki. 
- Nigdy nie zgadniesz co to jest! - zaśmiał się Cristian.
- I kto tu ma z kim 3 światy?! 
- Nie gadaj tylko otwieraj!
Lena obracała w rękach okrągły pakunek, nie wierząc w głupotę swojego najlepszego przyjaciela. Dwoma ruchami zerwała ozdobny papier, a jej oczom ukazała się oryginalna piłka Ligi  Mistrzów z tegorocznego finału. Krzyknęła z radości i rzuciła się na Cristiana. 
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Idziemy ją wypróbować? - zapytała odrywając się od niego.
- Ale tak bez śniadania? - poruszył znacząco brwiami, po czym zaprowadził dziewczynę do kuchni. Na stole czekała na nich góra naleśników, które były jeszcze ciepłe. Zajadali się nimi, śmiali, rozmawiali... Byli stworzeni do przebywania w swoim towarzystwie.
*
Grali już dobrych kilka godzin na boisku, znajdującym się po drugiej stronie ulicy. Tradycyjnie mieli zdarte łokcie i kolana, siniaki na rękach i nogach. No ale cóż, można się bawić albo dobrze, albo ostrożnie. Wybijała godzina 15, słońce grzało bezlitośnie, więc dwójka nierozłącznych przyjaciół wróciła do domu zrobić lemoniadę. Jednak gdy przekroczyli próg, zadzwonił telefon ze szpitala, w którym pracowały mamy Tello i Gonzalés. Lena odbierając telefon nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo wstrząśnie nią ta wiadomość. Nawet tak bardzo, że wybiegnie z domu, nie zważając na Cristiana, wołającego jej imię. Miała to gdzieś, tak bardzo chciała znaleźć się w objęciach matki i usłyszeć niby głupie "już wszystko dobrze", które wypowiedziane od właściwej osoby, mogą dać morze spokoju. Wiedziała jednak, że to niemożliwe, bo jej mama, która na co dzień była pielęgniarką, miała właśnie atak serca. I leży na stole operacyjnym. 
*
Siedzieli pod blokiem operacyjnym. Lena była w objęciach Cristiana i dławiła się od płaczu, nie potrafiła się uspokoić. Bo niby jak się uspokoić i powiedzieć, że niby nic się nie stało, jeżeli osoba, która dała Ci życie, wychowywała i znosiła wszystkie Twoje wahania nastroju, może umrzeć? A gdyby tak się stało, zostałaby sama na świecie, bez żadnej rodziny. Fakt miała ojca, który jej się wyrzekł i zostawił na pastwę losu, bo znalazł młodą i piękną aktorkę, w której się rzekomo zakochał i wyjechali razem do Sewilli. Nienawidziła go za to, że tak po prostu je zostawił. Przesyłane alimenty były jedyną oznaką, że żyje. Więc co niby miała zrobić? Walić głową w ścianę jak w kreskówkach? Zapewne zabawnie by to wyglądało, ale właściwie poskutkowałoby to jedynie bólem głowy.
Po chwili przyszła mama Crstiana, która wręczyła dziewczynie tabletki uspokajające i również ją próbowała pocieszyć, niestety bez skutku. Clarisa, bo tak miała na imię pani Tello, razem z inną pielęgniarką, wróciły do pacjenta, któremu właśnie pobierały krew.
- Nie myślałaś nigdy o tym, jak bardzo Lena i Cristian do siebie pasują? - zapytała pielęgniarka.
- Manuela, oni są jeszcze dziećmi... Szkoda mi tylko Leny. Mam nadzieję, że Izabelle wyjdzie z tego cało. To by było straszne, gdyby Lena straciła matkę. - odpowiedziała Clarisa. Przyjaźniła się z Izabelle, mamą Leny i doskonale ją znała.
- A wiesz co ja Ci powiem? Oni powinni być razem. 
*
Lena przestała płakać dopiero po 2 godzinach, ale to dlatego że skończył jej się płyn w oczach, powszechnie zwany łzami. Pod żadnym pozorem nie była spokojna, jej organizm był odporny na wszelkie tabletki uspokajające. Już od ponad 2 godzin była operowana jej mama, a lekarze nie dawali żadnych oznak, co się z nią dzieje. Mijała 3, 4 godzina operacji, a z każdą chwilą dziewczyna się coraz bardziej bała, mimo czuwającego przy niej Cristiana trzęsła się niemiłosiernie.
- Ej mała zobaczysz, wszystko będzie dobrze. - powiedział Tello cały czas przytulając dziewczynie.
- Chciałabym w to uwierzyć. - wyszeptała. - Dziękuję, że jesteś.
- Nigdy Cię nie zostawię głupolu.
- Taa, za dużo wspólnych debilnych wspomnień. - zaśmiali się, jednak nie trwało to długo, bo na środku korytarza stanął ktoś, kogo Lena nienawidziła najbardziej na świecie. Oczywiście był to jej ojciec.
- No wy chyba sobie ze mnie żartujecie. - powiedziała półgłosem. Tego właśnie teraz najmniej potrzebowała. "Kochającego" ojca, który chce naprawić swoje błędy z przeszłości. Wolała rzucić się ze szczytu Sagrady Famili, niż przyjąć jego nic nie znaczące przeprosiny. Nie widziała go od 4 lat, a mimo to z dnia na dzień coraz bardziej nienawidziła. Nie było mowy o daniu mu drugiej szansy, nie po tym co zrobił...
W końcu z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Szedł z wzrokiem wbitym w podłogę, a jego twarz wyrażała tylko jedno - ból.
- Przykro mi - powiedział niepewnie. - Nie udało nam się jej uratować.
Podskoczyło jej serce do gardła. Właśnie straciła mamę. W dniu swoich 14-stych urodzin.
Nie mrugnęła nawet okiem, kiedy ojciec złapał ją za rękę i wyprowadził ze szpitala.
- Co ty robisz? - zapytała przestraszona.
- Wyjeżdżamy do Sewilli. - odpowiedział chłodno.
- Nigdzie z Tobą nie jadę!
- Chyba jednak nie masz wyboru.
- Wolałabym zostać w domu dziecka niż mieszkać z Tobą pod jednym dachem!
Westchnął głęboko i spojrzał na swoją córkę. Po chwili odezwał się do niej łagodniejszym tonem.
- Lena co się stało? Przecież mieliśmy takie dobre relacje... Nie pamiętasz już jak razem jeździliśmy na mecze, jak zabierałem Cie na stadion?
- Nie miej pretensji do mnie, bo to nie ja zniszczyłam naszą rodzinę.
- A ja tak, ale w tej chwili mało mnie to obchodzi, więc wsiadaj do samochodu. Jedziemy na lotnisko i koniec dyskusji.
Był zbyt stanowczy, żeby mogła po raz kolejny zaprotestować. Zresztą jak zwykle. Nie pozwolił jej nawet zostać na pogrzebie mamy, a swojej byłej żony. Nie mogła też pożegnać się z Cristianem. Musiała spakować rzeczy i wyjechać, bo wiedziała, że nie uda jej się postawić na swoim. Zawsze było tak jak on chce i według jego zasad.
Lena przez całą podróż nie odezwała się słowem, dopiero gdy była już w swoim "nowym" pokoju, padła na łóżko i zaczęła krzyczeć w poduszkę. Nie wychodziła z pomieszczenia przez następne 2 dni, cały czas płakała. Szczęśliwe dzieciństwo, które do tej pory znała, zmieniło się w koszmar. Od tej pory, musiała sobie radzić sama, bo nie mogła liczyć na ojca ani na jego wredną i jędzowatą narzeczoną. W tamtym dniu straciła prawie wszystko: mamę, przyjaciela, szczęście. Wszystko oprócz jednego. Wiary na powrót do stolicy Katalonii.

______________________________________________________

No i mamy pierwszy rozdział! Przepraszam, że trwało to tak długo, ale przez ostatnie 3 tygodnie miałam strasznie dużo nauki. Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem, bardzo mnie motywowały, no ale niestety nie było czasu na pisanie. Wiem, że rozdział do najdłuższych i najciekawszych nie należy, ale obiecuję, że następne będą lepsze ;) Mam nadzieję, że się Wam podobał. :)  Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach zapraszam tutaj ------> INFORMOWANI
Do następnego :*




sobota, 8 lutego 2014

Prolog

 Czy prawdziwa miłość zdoła przetrwać wszystko? Nawet śmierć osoby, bez której nie wyobrażasz sobie życia? Czym jest w ogóle miłość? Czy ja ją kiedyś odnajdę?
Takie pytania zadawała sobie niemalże codziennie pewna hiszpanka Lena García. Nie można powiedzieć, że jest ona zwykłą dziewczyną, bo to nieprawda. Kochała piłkę nożną i FC Barcelonę najmocniej na świecie. Nie mogła też zapomnieć o swoim najlepszym przyjaciela z dzieciństwa, z którym niestety urwała kontakt po tym, jak wyjechała do Sevilli, do ojca, który sobie o niej przypomniał dopiero wtedy, gdy umarła jej matka. Miała wtedy 14 lat i nie było jej łatwo zostawić tamto piękne życie w Barcelonie, które uwielbiała. Teraz ma 21 lat i znowu wraca po długiej przerwie do stolicy Katalonii. Siedziała właśnie na lotnisku i czekała na samolot, który zabierze ją do jej prawdziwego domu. Nie wiedziała jednak, że decyzja o powrocie odmieni jej życie na zawsze...

_______________________________________

Witam na moim blogu o Barcelonie :)
Zaplanowanych jest 7 rozdziałów + epilog. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
czytasz -------> komentujesz ;)