czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 4: Wszyscy popełniamy błędy.

Dochodziła 8 rano, a Cristian już krzątał się po kuchni, szykując śniadanie dla swojej dziewczyny. Zwykle nie wstawał tak wcześnie, uwielbiał wylegiwać się w łóżku do 11:00, 12:00, ewentualnie 17:00. Lecz wydarzenia sprzed kilku dni nie dawały mu spokoju. Wciąż po głowie chodziła mu jego przyjaciółka Lena. Od ich ostatniego spotkania minęło zaledwie 5 dni, a tak wiele się zmieniło. Czuł coś do niej, wiedział to na pewno, nie wiedział tylko co. Nie była mu obojętna, wręcz przeciwnie. Uwielbiał spędzać z nią czas, sprawiać, aby na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Rozumiała go lepiej niż Lorena, Marc czy Sergi. Byli stworzeni do przebywania w swoim towarzystwie. Jeszcze w drodze do szpitala, gdy jechał z Loreną na badania USG, Tello zastanawiał się, jakby wyglądała ich znajomość, gdyby nie był z Loreną, ale kiedy zobaczył zdjęcie swojej córki, od razu wybił sobie tę myśl z głowy. Zrozumiał jak bardzo kocha Lorenę, dopiero wtedy, gdy zobaczył owoc ich miłości. Od tatmej pory z Sergim i Marciem widywał się tylko na treningach, natomiast z Leną w ogóle, co nie oznacza, że o niej nie myślał. Prawie całą swoją uwagę skupiał na Lorenie i rozwijającemu się w jej łonie dziecku. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak cierpi jego przyjaciółka. Dla niego było to zaledwie 5 dni spędzonych ze swoją dziewczyną, ale dla Leny była to cała wieczność spędzona w towarzystwie Bartry i Roberto. Martwiła się o niego, ale nie chciała mu zawracać głowy swoją obecnością, zwłaszcza, że z tego co mówili Sergi i Marc, był po prostu szczęśliwy.
Oparł się o blat kuchenny, pijąc poranną kawę. Przez okno obserwował budzącą się do życia Barcelonę. Kochał to miasto, a zwłaszcza wspomnienia z nim związane. Odstawił kubek, wsypał do miski kilka truskawek, ustawił kanapki na tacy i poszedł z tym do swojej sypialni, gdzie spała jego ukochana.
- Dzień dobry. - powiedziała Lorena, gdy Cristian stanął w drzwiach.
- Dzień dobry. Jak się czujesz? - zapytał siadając na skraju łóżka.
- W porządku.
- Wyspałaś się? - Hiszpanka w odpowiedzi kiwnęła głową. - Proszę to dla Ciebie.
Rzekła Barcelońska '20', podając Lorenie tacę ze śniadaniem.
- Oh dziękuję, kochany jesteś. - pocałowała go w policzek, po czym wzięła jedną kanapkę i zaczęła ją obgryzać.
- Cristian...
- Tak?
- Zapomniałeś o maśle. - zaśmiała się. Piłkarz uderzył się otwartą dłonią w czoło i również się uśmiechnął.
- Jestem debilem! Przepraszam, zaraz Ci przyniosę nowe.
- Nie śpiesz się, pójdę wziąć szybki prysznic. Przy okazji, zrobisz mi herbatę?
- Jasne, nie ma problemu.
- Dziękuje, kochany jesteś. - powiedziała, po czym pocałowała go.
- Już to mówiłaś.
- Wiem. - uśmiechnęła się przygryzając wargę i weszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Cristian położył się na łóżku i wbił wzrok w sufit. Tragedia. Jak mógł zapomnieć o maśle na kanapkach? Po paru minutach wstał i wziął do ręki telefon Loreny, by sprawdzić godzinę, bo jak zwykle nie mógł znaleźć swojego. Niestety zamiast godziny, jego oczom ukazała się wiadomość od nieznajomego numeru, którą "niechcący" przeczytał 5 razy i nadal nie mógł uwierzyć w jej treść.
"Czy ten twój piłkarzyk jest w pobliżu? Musimy pogadać, zadzwoń. -Eduardo"
Tello nie zastanawiając się 2 razy, zszedł na dół i wykręcił numer. Po paru sekundach ktoś oderał połączenie, Barcelońska '20' się nie odzywała.
- Halo, Lorena, kotku, nie uwierzysz. Co powiesz na podróż do Tajlandii?! Wyobrażasz to sobie? Cały miesiąc bez tego Twojego kochasia, tylko ty i ja... Musimy tylko wyciągnąć od niego kasę na wyjazd, wcisnąć jakiś tandetny kit, że wyjeżdżasz do rodziców i jesteś przez całe 4 tygodnie moja... Skarbie, jesteś tam? Halo?
Wcisnął czerwoną słuchawkę i uderzył pięścią w stół, po czym osunął się na podłogę. Próbował sobie to jakoś poukładać w głowie, ale po prostu nie potrafił. Było tylko jedno wyjaśnienie. Do kuchni weszła uśmiechnięta Lorena, ale gdy zobaczyła w jakim stanie jest Cristian - przeraziła się.
- Kochanie... Coś się stało? - wyszeptała.
- Kim jest Eduardo? - powiedział nie owijając w bawełne.
- Eduardo? To jest mój... kolega z podstawówki... A czemu pytasz? - zmieszała się Hiszpanka.
- Oh, naprawdę? Czemu nigdy mi go nie przedstawiłaś? Chętnie bym go poznał... i przy okazji dowiedział się, dlaczego chce z Tobą jechać na miesiąc do Tajlandii.
- Grzebałeś mi w moim telefonie? Cristian, jak mogłeś?!
- Jak ja mogłem? Kurwa mać, ja przynajmniej nic przed Tobą nie ukrywam! Lorena, czy ty mnie zdradzasz? - poderwał się z podłogi i patrzył jej prosto w oczy.
- Kotku, ale.. to nie tak jak myślisz... ja... ja mogę wszystko wytłumaczyć... - wyjąkała, a w oczach zaczęły jej się gromadzić łzy.
- Co chcesz mi wytłumaczyć? Że Ci nie wystarczam? Skoro tak jest, to czemu po prostu ze mną nie zerwiesz?
- Bo Cie kocham...
- Ty mnie kochasz?! Tak, zdradzając mnie i będąc ze mną dla pieniędzy, świetnie to okazujesz. W czym jeszcze mnie okłamałaś? - zapytał z ironią w głosie. Lorena wzięła glęboki oddech, starła spływające jej po policzku łzy i usiadła na fotelu.
- Jestem w piątym miesiącu ciąży, nie w czwartym. Cristian... to nie jest twoje dziecko. - rzekła wbijając wzrok w podłogę. Piłkarz zaklął pod nosem, uderzył pięścią w ścianę i wbiegł po schodach na górę. Wziął walizkę Loreny i zaczął wrzucać do niej wszystkie jej rzeczy. Po jakiś 20 minutach zrzucił ją na dół i wystawił za drzwi.
- Co ty robisz? - odparła z przerażeniem.
- Wyprowadzasz się. Nie chcę Cie już dłużej znać, nie chcę widzieć twojej twarzy. Nie po tym co mi zrobiłaś.
- Ale Cristian... - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
- Nie ma żadnego 'ale'! Dawałem Ci wszystko czego chciałaś, wszystko czego potrzebowałaś, byłem na każde Twoje wezwanie. A ty mnie wykorzystałaś. Kochałem Cię, kurwa kochałem! A teraz jedyne co czuje to nienawiść. Więc proszę, wyjdź stąd i nigdy nie wracaj.
*
Leżała na kanapie słuchając dołującej muzyki i patrząc się tępo w sufit. Zawsze tak robiła, gdy była smutna i jej myśli krążyły wokół jednej osoby. Nie widziała go już piąty dzień i straciła jakąkolwiek nadzieje, że jeszcze kiedyś go zobaczy. Był jej ideałem pod każdym względem, mimo że nigdy nie rozmyślała nad swoją wymarzoną drugą połówką. Niestety, on miał Lorenę, z którą najwidoczniej był szczęśliwy, a jej najwyraźniej był przeznaczony klasztor. Chyba właśnie takie miała powołanie. Całe życie zauroczona w jednej osobie, nie mająca siły, a nawet chęci ruszyć dalej, nieszczęśliwa zakonnica, zamknięta w kościele. "Hmm, ciekawie się zapowiada" - pomyślała.
- Lenaaaa! - krzyknął Roberto szarpiąc delikatnie Hiszpankę. Dziewczyna gwałtownie podniosła się z kanapy, wyciągnęła słuchawki z uszu i spojrzała ze zdziwieniem na Sergiego.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia, Cristian jest w fatalnym stanie, wytłumaczę Ci wszystko po drodze, tylko błagam chodź już!
Wyszli z mieszkania, zbiegli po schodach i szybkim krokiem udali się w stronę domu Tello, który znajdował się ulicę dalej. Barcelońska '24' opowiedziała jej, że gdy wraz z Bartrą odwiedzili Cristiana, zastali go siedzącego na kanapie z twarzą schowaną w dłoniach. Próbowali wyciągnąć z niego przyczynę jego smutku, ale słowem się nie odezwał.
Po paru minutach dotarli pod willę piłkarza Barcelony z numerem '20', bez pukania przeszli przez próg drzwi. Niepewnym krokiem weszli do salonu, gdzie siedzieli Marc i Cristian. Tello przez cały czas wpatrywał się w podłogę, myślami był zupełnie gdzieś indziej. Miał dość wszystkiego, chciał być sam i przemyśleć wszystko od nowa. Dopiero kiedy podniósł wzrok i ujrzał Lenę, zapomniał na chwilę o wszystkim. Była piękna jak zawsze, ubrana w lekki, szary sweterek i jasne, podarte jeansy, a włosy związała w niedbałego kuca. Marc wstał z fotela, wymienił z nią kilka słów, po czym razem z Sergim udał się na górę. Lena niepewnie podeszła do przyjaciela i usiadła koło niego na kanapie.
- Wszystko w porządku? - zapytała z troską w głosie.
- A jak myślisz? - odpowiedział po dłuższej chwili, przenosząc przy tym wzrok z podłogi na siedzącą obok Hiszpankę. Na jego twarzy malował się ból, a w oczach tkwiło cierpienie, którego nawet nie próbował ukryć. Załamany - w tamtej chwili to słowo najlepiej go określało. Lena bez zastanowienia przytuliła piłkarza.
- Dziękuję, że jesteś. - wyszeptał - Proszę, nie zostawiaj mnie. 
- Nigdzie się nie wybieram. - uśmiechnęła się lekko. Nastała kilkuminutowa cisza, przez cały ten czas nie odrywali się od siebie. Tello w ramionach dziewczyny powoli się uspokajał, wdychając zapach jej ulubionego mydła waniliowego i perfum o delikatnej, słodkiej woni. Jednak czuł się głupio z faktem, iż nie odzywał się do niej przez prawie tydzień. A ona mimo tego była tu z nim, teraz, kiedy jej najbardziej potrzebował.
- Lena ja... Przepraszam. Za to, że cie unikałem. Ja po prostu... - urwał. Lena uwolniła się z uścisku piłkarza, złapała go za rękę i spojrzała w jego czekoladowe tęczówki.
- Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć.
- Nieprawda. Ignorowałem Ciebie, ignorowałem Marca, Sergiego, wszystkich Was ignorowałem, bo Lorena. Spełniałem każdą jej zachciankę, odsunąłem od siebie bliskie mi osoby, a ona mnie przez cały czas okłamywała. - opowiedział Hiszpance wydarzenia z dzisiejszego poranka. Była w szoku. Co prawda nigdy nie była w żadnym związku, nigdy nie była w kimś zakochana (ewentualnie w Cristianie), ale nie rozumiała jak można zrobić takie świństwo osobie, którą się kocha, która jest dla ciebie wszystkim. Ale Lorena go nie kochała, po dzisiejszym incydencie to było oczywiste.
- Jak ja mogłem się tego nie domyśleć?! Chyba to, że znikała na cały dzień z domu, powinno dać mi do myślenia. Jestem skończonym idiotą. - prychnął piłkarz.
- Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. - westchnęła głęboko - Nie jesteś idiotą i nawet tak nie myśl. Po prostu podjąłeś złą decyzję, jak każda osoba na tym świecie. Wszyscy popełniamy błędy. Ale musimy wyciągnąć z nich jakieś wnioski i nie popełniać ich dwa razy.
Cristian zastanawiał się chwilkę nad sensem słów wypowiedzianych przez Lenę, po czym odparł:
- Od kiedy się z Ciebie zrobił taki filozof?
- Zdarza mi się. - uśmiechnęła się. Rozmawiała z Cristianem jeszcze przez parę minut, a następnie pobiegła na górę obgadać całą sytuację z Marciem i Sergim.
- Martwię się o niego. - dodała.
- Kochasz go prawda? - zapytał Bartra, kompletnie szokując tym dziewczynę. - Daj spokój, nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Przecież widzę jak na niego patrzysz. Zresztą on też nie może od ciebie oderwać wzroku.
- A czy to teraz ważne? Może tego po nim nie widać, ale jest w kompletnej rozsypce. A nawet jeśliby coś do mnie czuł, to wątpię żeby coś z tego wyszło...
- Niby czemu? Jeśli go kochasz, walcz o to uczucie, o tą miłość i nigdy się nie poddawaj. W końcu każdy zasługuje na szczęście. - powiedział Sergi i razem z Marciem zszedł na dół do Barcelońskiej '20', zostawiając Lenę samą z myślami. Tak, kochała Cristiana, ale czy warto o to walczyć?
*
Minęło parę dni odkąd Lorena na dobre zniknęła z życia młodego piłkarza FC Barcelony. A on? Czuł się wolny, ale nadal nie mógł się otrząsnąć z przeżycia, jakim jest zdrada. Na szczęście miał przy sobie Lenę, Sergiego i Marca, którzy potrafili przyjechać do niego o 3 w nocy, jeśli potrzebował rozmowy. Na dodatek postanowił sprzedać swój dom, ponieważ uznał że jest zbyt duży, żeby w nim mieszkać samemu. Wczoraj do północy pomagali mu przy przeprowadzce do nowej rezydencji, która była dwa razy mniejsza od poprzedniej, ale za to sto razy piękniejsza.
Hiszpanka obudziła się po 11, przeciągnęła się na łóżku, po czym wstała, wzięła szybki prysznic, ubrała się w ciemne jeansy i czarny, luźny sweter. Tak, kochała swetry. Uwielbiała je nosić nawet w gorące i upalne lato. Odkluczyła drzwi na wypadek, gdyby któryś z piłkarzy Blaugrany miał do niej wpaść z nieoczekiwaną wizytą i zabrała się do krojenia świeżych owoców do płatków śniadaniowych. Kiedy skończyła kroić banana, usłyszała jak drzwi się otwierają i ktoś wchodzi do środka. Jednak osoba, którą zobaczyła bynajmniej nie wywołała uśmiechu na jej twarzy. Wręcz przeciwnie.

_______________________________________________

No i nareszcie mamy 4 rozdział! Przepraszam, że tak długo, ale niestety poprawianie ocen, sprawdziany i brak weny miały w tym spory udział. Zaczynałam ten rozdział kilka razy zanim byłam z tego co napisałam w miarę zadowolona... No nic, ocenę tego rozdziału zostawiam Wam :)
Do następnego!




niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 3: Przyzwyczaisz się.

Minęły 2 tygodnie od powrotu Leny do Barcelony. Można by rzec, że wszystko zaczęło jej się na nowo układać. Kontynuuje swoje studia, zadomowiła się w mieszkaniu, ojciec najwyraźniej dał jej spokój, a co najważniejsze, spędzała praktycznie każdą wolną chwilę z Cristianem i Marciem. Cały czas do głowy przychodziły im różne głupie pomysły, które próbowali wykonać, jednak zwykle im to nie wychodziło, gdyż jak wspomniałam, były one na tyle głupie, że aż nie do zrealizowania.
Jedynym problemem Leny, było uczucie, jakim darzyła Barcelońską '20'. Z każdym dniem czuła, że kocha Go coraz bardziej i nie potrafiła nad tym zapanować. Nienawidziła się za to. Jak można kochać swojego najlepszego przyjaciela, który w dodatku ma dziewczynę i razem spodziewają się dziecka?! Jak widać można i to bezgranicznie.
Leżała w łóżku, przez okna do jej sypialni wpadały promienie katalońskiego słońca, a Lena znowu miała za sobą nieprzespaną noc. Godzinami przewracała się z boku na bok, myśląc o wszystkim i o niczym, a na samo wspomnienie o mamie, łzy cisnęły się jej oczu. Nawe nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej potrzebuje. Ale jej już nie ma, odeszła na zawsze...
Dołujące przemyślenia dziewczyny, przerwał dzwoniący telefon.
- Gotowa na trening? - zapytał radosnym głosem Tello, gdy odebrała.
- Niby na jaki? - odpowiedziała zdziwiona.
- No nie wiem, może na ten, który zaczyna się za godzinę, na który obiecałaś, że ze mną pójdziesz!
- Aaa, na ten trening... Daj mi 15 minut. - dodała, po czym się rozłączyła. Szybko wstała z łóżka, wygrzebała jakieś ciuchy z szafy i poszła do łazienki się przebrać. To co zobaczyła w odbiciu lustra, dosłownie ją przeraziło. Jej oczy były podkrążone, a do tego całe czerwone, cera była szara, a na twarzy widać było ogromne zmęczenie. Pokręciła stanowczo głową. Dokładnie takie samo odbicie oglądała każdego poranka w Sewilli. Wcisnęła na nogi czarne spodnie, włożyła miętową, zwiewną koszulę i wzięła się za retuszowanie oznak nieprzespanej nocy, co zajęło jej najwięcej czasu. Przejechała jeszcze delikatnie tuszem po rzęsach i uśmiechnęła się sama do siebie. Tak po prostu, by ten dzień okazał się lepszy niż dzisiejsza noc. Chwyciła w pośpiechu torebkę, wsunęła na stopy czarne balerinki, włożyła cienką kurtkę, po czym wyszła z mieszkania i wsiadła do samochodu Cristiana, który stał przed jej blokiem mieszkalnym.
- Boże nareszcie, ileż można czekać?! Miałaś być o 9:15, a jest...
- 9:14 głupku, też się cieszę, że Cię widzę. - wyszczerzyła się. Piłkarz spiorunował ją wzrokiem i po chwili ruszył z piskiem opon z parkingu.
Przez całą drogę do Ciutat Esportovia towarzyszyła im cisza. Kilka razy wymienili między sobą parę zdań i na tym się kończyło. Nie było to do nich podobne gdyż zwykle nie brakowało im tematów do rozmów. Na miejscu przywitał ich Marc, który był pochłonięty dyskusją z Sergim Roberto, którego Hiszpanka nie miała okazji poznać.
- Lenaaaa, stęskniłem się za Tobą! - wrzasnął Bartra i uściskał dziewczynę, kompletnie olewając przy tym Barcelońską '20'. - Gotowa na poznanie Dumy Katalonii?
- Taa, pewnie. - skłamała. Oczywiście, że nie była na to gotowa, ale na to chyba nie da się przygotować, prawda?
- No to świetnie! Leno Garcio Lopéz, przedstawiam Ci Sergiego Roberto Carnicera, naszego małego i kochanego głupka. - powiedziała Barcelońska '15', za co oberwał w brzuch od '24'.
- Dzięki Marc, na Ciebie zawsze można liczyć. - rzekł Roberto, po czym zwrócił się do Leny i delikatnie pocałował ją w ręke. - Miło mi Cię poznać, Leno.
- Uuu Sergi, od kiedy jesteś takim dżentelmenem? - zaśmiał się Bartra.
- Od urodzenia?! Wiesz, ja przynajmniej nie jestem taki wredny jak ty...
- Ja jestem wredny?! To ty mi kradniesz moje danonki!
- Masz 23 lata emerycie!
- No i co z tego?! Danonki mają dużo wapnia i wzmacniają kości.
- Taa jasne, może powiesz mi jeszcze, że podwyższają Twoje minusowe IQ! - zaczęli się wykłócać. Lena stanęła obok Cristiana i zapytała ze śmiechem:
- Oni tak zawsze?
- Mniej więcej. Przyzwyczaisz się. - uśmiechnął się, po czym krzyknął do przyjaciół . - Ej no panowie, bo spóźnimy się na trening!
Marc i Sergi niechętnie skończyli swoją 'dyskusję' i po chwili piłkarze udali się w stronę szatni, a Lenę odesłali na trybuny. Przez parę minut wpatrywała się bezmyślnie na murawę. Marzyła o dniu, w którym pozna piłkarzy wielkiej Barcelony, jednak wyobrażała go sobie nieco inaczej...
- Przepraszam, ale dzisiaj trening jest zamknięty dla kibiców. - powiedział i usiadł koło niej opalony brunet. Hiszpanka od razu Go poznała.
- Oh, przepraszam, nie wiedziałam, nikt mnie nie uprzedził.
-Nic się nie stało, takim ślicznym damom nie można mieć nic za złe. Jestem Alexis. - rzekł podając dziewczynie rękę. Uścisnęła ją i odpowiedziała nieśmiale:
- Jestem Lena.
- A więc powiedz mi, Leno, oczywiście jeśli mogę zwracać się do Ciebie po imieniu, dlaczego jesteś tu sama?
- Nie jestem sama, przyjechałam tu z Cristianem.
- Zerwał w końcu z Loreną?! - wytrzeszczył oczy Sanchez.
- Nie, nie zerwał z nią. Jestem po prostu Jego starą przyjaciółką.
- A szkoda... - odparł zrezygnowanym głosem piłkarz.
- Czemu? Nie lubisz jej? - zdziwiła się Lena.
- A poznałaś ją? - pokręciła głową. - Szczęściara z Ciebie. Ostrzegam Cię, jeśli kiedyś Tello tak nagle, bez żadnego konkretnego powodu przestanie się z Tobą spotykać, wiedz, że to jej sprawka.
- Dzięki, zapamiętam to sobie. - uśmiechnęła się.
- Do usług. Naprawdę miło się z Tobą rozmawiało, ale niestety, musze już iść na trening. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. - powiedział, po czym wstał i wrócił na boisko, gdzie zaczęli się gromadzić zawodnicy Dumy Katalonii. Cristian przedstawił wszystkim Lenę, a potem zaczęł się zajęcia. Marc, Sergi i Alexis, co chwilę posyłali dziewczynie głupie miny. Niestety - Martino zauważył ich wygłupy i cała trójka dostała karne kółka. Wszyscy się z nich śmiali, widząc z jaką niechęcią wykonywali polecenie 'Taty'. Jedynie Cristian wydawał się nieobecny, jakby myślami był zupełnie gdzieś indziej. Nie uszło to uwadze Leny, która bacznie obserwowała swojego przyjaciela. Już podczas przejażdżki na Ciutat Esportovia, wyczuła, że coś Go trapi, nie wiedziała jednak co. Na szczęście po treningu umówili się na kawę, więc miała szansę porozmawiać z zawodnikiem Barçy w cztery oczy.
*
Siedzieli w samochodzie, jechali właśnie do centrum handlowego, gdzie była ich ulubiona kawiarnia i znowu towarzyszyła im ta nieznośna cisza. Rozległ się głośny grzmot, o szyby zaczęły się obijać ogromne krople deszczu. Po paru minutach wjechali na podziemny parking. Wciąż nie wymienili ani jednego słowa między sobą. Hiszpanka myślała, że zaraz wybuchnie, chociaż sama nie wiedziała czym. Nie potrafiła się gniewać na Barcelońską '20', tym bardziej, że nie miała za co.
Wysiedli z pojazdu i automatycznie pokonali drogę do Starbucks'a. Zamówili 2 duże Latte, po czym usiedli do wolnego stolika i czekali na swoje zamówienie.
- Cristian, wszystko w porządku? - zapytała niepewnie.
- Tak, pewnie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - odparł.
- Jak uważasz. - wyszeptała i wypiła łyk kawy, którą właśnie przyniosła im kelnerka. Po raz kolejny zapadła kilkuminutowa cisza.
- Dobra, tak naprawdę nic nie jest w porządku. - rzekł wbijając wzrok w blat stołu. - Mam wrażenie, że mój związek z Loreną po prostu się wali. Zaczęła mieć do mnie pretensje, że spędzam więcej czasu z Tobą i z Marciem, mimo że to jej cały czas nie ma w domu. Co chwile gdzieś wychodzi nawet nie mówi mi gdzie. Kocham ją i zależy mi na niej, ale sam nie wiem już co mam robić.
Ostatnie słowa Tello, były dla Leny ciosem prosto w serce, jednak nie dała tego po sobie poznać. Ukrywanie swoich uczuć opanowała do doskonałości.
- Jeśli zależy Ci na niej, dlaczego jesteś teraz ze mną? Zwłaszcza, że Lorena nie jest z tego najwidoczniej zadowolona. - odparła, upijając kolejny łyk gorącego napoju.
- Bo ty jako jedyna naprawde mnie rozumiesz. Poza tym, miałem ostatnio sen... O Twojej mamie. Prosiła bym się Tobą zaopiekował.
- Zabawne. Kiedy przyjechałam do Sevilli, miałam podobny sen. Miałam zapłakaną twarz, schowaną w poduszkę, a ona tak po prostu usiadła na brzegu mojego łóżka i głaszcząc mnie po głowie, mówiła: "Będzie dobrze, nie martw się. Za kilka lat będziesz znowu szczęśliwa z kimś, kto się Tobą zaopiekuje i pokocha najmocniej na świecie". Ale pewnie miała na myśli kogoś innego. - dodała szybko. Cristian w odpowiedzi się uśmiechnął i odczytał sms'a, którego właśnie dostał.
- Cholera... Przepraszam, muszę iść. Kompletnie zapomniałem, że Lorena idzie dzisiaj na USG.
- Nic się nie stało.
- Odwiozę Cię do domu. - zaproponował.
- Nie, nie trzeba przejdę się. Przy okazji odwiedzę mamę na cmentarzu.
- Ale jest burza, deszcz pada, zmokniesz...
- Leć zakochańcu. - zaśmiała się. - Poradzę sobie, jestem już duża.
- Jeśli uważasz, że ze wzrostem 1,66 jesteś duża, to się mylisz kochana. - powiedział Tello.
- Zamknij się i idź już. - spiorunowała piłkarza wzrokiem. W odpowiedzi wybuchnął śmiechem, posłał Hiszpance spojrzenie mówiące "uważaj na siebie" i po chwili pobiegł w stronę parkingu.
*
Ułożyła no grobie mamy śliczny bukiet, złożony z białych tulipanów, przeżegnała się, nałożyła z powrotem kaptur na głowę i sprintem wróciła do swojego mieszkania. Była przemoczona do suchej nitki. Ułożyła mokre rzeczy na kaloryferze, przebrała się w ciepły i wygodny dres, po czym powaliła się na kanapę i otuliła kocem. Nie zdążyła nawet chwycić pilota od telewizora, gdy ktoś zaczął pukać, a raczej walić pięścią w drzwi. Nie zdziwiła się, gdy za nimi stali Marc i Sergi.
- Nie uwierzysz! - wykrzyknęli chórem. Wpuściła ich do środka, zaparzyła herbatę i usiadła koło nich na kanapie.
- W co mam nie uwierzyć? - zapytała zaciekawiona.
- Lorena chyba zdradza Cristiana. - powiedział od razu Sergi.
- Słyszeliśmy jak rozmawiała przez telefon z niejakim Luisem. I bynajmniej nie zwracała się do niego jak do przyjaciela. - dodał Marc.
- O czym rozmawiali?
- Między innymi, że mogą się spotykać tylko wtedy, kiedy Cristian jest na treningu albo gra mecz na wyjeździe. - rzekł Roberto.
- Ciekawe... Tello mi dzisiaj mówił, że Loreny prawie cały czas nie ma w domu. Ciekawe...

_____________________________________________________

No i mamy w końcu 3 rozdział :D Przepraszam za moją dość długą nieobecność, ale w marcu nawalili nam sprawdziany, mieliśmy jakieś głupie projekty edukacyjne, przeglądarka mi nie działała i kompletny brak weny na ten rozdział. Z góry przepraszam też że jest taki długi i nudny, ale obiecuję, od następnego będzie się duuużo działo ;) Jeśli chcecie mi pospamować swoimi blogami, zapraszam na mojego aska -------------> http://ask.fm/Maravilla1899
Do następnego :* Obiecuję że 4 dodam szybciej ;)


poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 2: Panie i panowie, witamy w Barcelonie.

*Parę lat później*
- Panie i panowie, witamy w Barcelonie. Za kilka minut będziemy lądować, więc proszę zapiąć pasy. Dziękujemy za skorzystanie z naszych linii lotniczych i zapraszamy ponownie. - powiedziała stewardessa. Lena szybko przetarła oczy i wyjrzała za okno samolotu. W końcu wróciła do domu, prawdziwego domu. A najlepsze jest to, że ojciec i ta jego aktorzyna wcale się nie sprzeciwiali kiedy stanęła w salonie z walizką i powiedziała: "Mam was już po dziurki w nosie. Wyprowadzam się" po czym po prostu wyszła i skierowała się na lotnisko. Widocznie oni też tego chcieli po tych wszystkich próbach ucieczki, swego rodzaju buntu, problemów w szkole, oraz faktu że tuż po przyjeździe do Sewilli, zamknęła się w pokoju na 2 dni, a potem przez kolejne 5 nic nie jadła. Przez te wszystkie lata pracowała i zbierała pieniądze, na powrót do stolicy Katalonii, a teraz jej się to udało. Nieważne że jest początek marca 2014 roku i musi skończyć studia. Wróciła. I nawet nie zamierza stąd wyjeżdżać. 
Gdy koła samolotu dotknęły podłoża, poczuła motylki w brzuchu. Chyba nigdy nie była szczęśliwsza, nie licząc dzieciństwa spędzonego z najlepszym przyjacielem. W pośpiechu zabrała swoją walizkę, wsiadła do taksówki i pojechała do mieszkania, które wynajęła parę dni wcześniej. Rzuciła swoje rzeczy w kąt i spojrzała na widok za oknem. Za nim rozpościerało się przepiękne Camp Nou. Było dokładnie takie jakie je zapamiętała - magiczne. Uśmiechnęła się delikatnie, a po prawym policzku spłynęła jej łza. Sama nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, ile musiała przejść w ciągu tych 8 lat, by się tu teraz znaleźć...
Szybko się otrząsnęła i wyszła z mieszkania. Czuła, że powinna teraz być w zupełnie innym miejscu.
*
Drogę na Barceloński cmentarz znała na pamięć. Często chodziła tu z mamą do dziadka, który zmarł kiedy Lena miała 9 lat. Zawsze kiedy grała w piłkę, dedykowała mu każdą strzeloną bramkę. Po wyjeździe do ojca, robiła to już dla 3 osób...
Kupiła przepiękny bukiet kwiatów, a po chwili szła ścieżką między nagrobkami. Wiedziała, że jej mama zostanie pochowana koło swoich rodziców, nie było innej opcji. Z każdym krokiem Lenie biło coraz mocniej serce. Była tu pierwszy raz jej od śmierci. Na ostatnim zakręcie prowadzącym do pochówku jej rodziny, stanęła jak wryta w ziemię. Dokładnie tam, gdzie był grób rodziny Gonzalés, stał wysoki, przystojny chłopak - Cristian Tello. Wpatrywała się w niego jak w obrazek. Spędziła z nim całe dzieciństwo, wiedzieli o sobie dosłownie wszystko, a teraz tak po prostu bała się podejść. Bała się, że tak po prostu ją oleje, powie zwykłe "cześć" i sobie pójdzie. Strach potrafi z ludźmi robić różne rzeczy, ale jeśli tego sami nie przełamiemy, już zawsze nami będzie rządził. Więc co zrobiła Lena? Przełamała się i ruszyła pewnym krokiem w stronę Cristiana. Niestety, zanim zdążyła choćby go zawołać, chłopak wstał i poszedł w przeciwną stronę. Dziewczyna stanęła i wbiła wzrok w ziemię. Przecież on teraz grał w FC Barcelonie, klubie swoich marzeń. Pewnie nie przejmował się takimi osobami jak ona...
Przykucnęła przy grobie swojej matki, położyła na nim bukiet białych róż i wyszeptała ciche "Hej mamo, tęskniłam za Tobą".
- Lena? - powiedział znajomy głos. Dziewczyna spojrzała na swojego przyjaciela i delikatnie się do niego uśmiechnęła.
- Cześć Cristian.
Tello zaczął do niej biec, a po chwili Lena znalazła się w jego ramionach. Nic nie potrafiło wyrazić, jak bardzo za nią tęsknił, jak bardzo brakowało mu jej towarzystwa. Nie było dnia, kiedy o niej nie myślał. Czasami nawet zdarzało mu się nazwać Lorenę 'Leną'. Tak po prostu, przez przypadek. A teraz w końcu przed nim stała. Kiedy tylko spojrzał w jej twarz, przypominały mu się beztroskie lata dzieciństwa, które razem spędzili.
Oderwali się od siebie dopiero po kilku minutach.
- Dlaczego nie dawałaś żadnych oznak życia? - zapytał z troską w głosie Cris. - Nie było Cię na pogrzebie, nawet się nie pożegnałaś.
- Uwierz mi, gdybym mogła, poszłabym nawet do domu dziecka, byleby tu zostać.
Westchnęła głęboko. Nie chciała się użalać nad sobą. Nigdy tego nie lubiła. Na całym świecie, ludzi dotyka głód, żywioł, który zabiera im domy, rodzinę. Przy tym jej 'katastrofa' to nic takiego. Zawsze się wlurzała, gdy kilkunastoletnia dziewczyna płakała, robiła z siebie największe biedactwo na świecie, bo chłopak ją rzucił, albo rodzice nie pozwolili jej iść na koncert Biebera.
- Brakowało mi Ciebie głupku. - powiedział Cristian.
- Też tęskniłam jełopie. - uśmiechnęli się do siebie. - Dziękuję, że tu przychodziłeś i dbałeś o to wszystko.
- Skąd wiedziałaś, że to ja?
- Serio? A kto inny mógłby dać bordowo-granatowe znicze? - zaśmiała się. - Naprawdę dziękuję.
- Hej, wiesz że dla Ciebie zrobię wszystko.
- No tak, w końcu mamy za dużo wspólnych wspomnień z dzieciństwa.
- I zdecydowanie większość tych głupot była Twoja.
- Ej no, to nie ja uciekałam jak poparzona przed psem sąsiadów!
- Żartujesz sobie? To był najgroźniejszy york jaki w życiu widziałem!
- Cristian, on wyglądał jak szczur i mogłeś go bez problemu zdeptać swoją gigantyczną stopą. - zapadła chwila ciszy, a potem wybuchli śmiechem. Chyba nic im nie było w stanie odebrać tej relacji.
*
Stała przed walizką i nie miała pojęcia co założyć. Umówiła się z Cristianem na wieczór i chciała dobrze wyglądać. Cholernie jej na nim zależało, zawsze darzyła go większym uczuciem, jednak stosunkowo niedawno się o tym dowiedziała. Chciała, by był dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem, ale było to niestety niemożliwe. W końcu miał dziewczynę Lorenę, która była w ciąży... Poza tym nie miała z nią najmniejszych szans. Lorena była po prostu śliczna. A Lena za każdym razem, gdy patrzyła na swoje odbicie w lustrze, czuła wstręt. Zawsze dotykały ją kompleksy, ale teraz to się nasiliło. Mimo że miała idealnie wyrzeźbione ciało, piękny, płaski brzuch, ani grama tłuszczu na biodrach czy udach, jedyną osobą, która tego nie zauważyła była ona sama. W liceum ludzie plotkowali, że jest anorektyczką, co było kompletną bzdurą. Fakt, czasami się głodziła, ale po to, by zrobić na złość ojcu i jego głupiej narzeczonej. Nie miała jednak problemów żywieniowych.
Zrobiła ostatnie poprawki przed lustrem, spakowała papiery na studia i wyszła. Umówili się pod Sagrada Familią, ale przed spotkaniem postanowiła złożyć papiery na studia, by móc je kontynuować. Zaczęła je jak mieszkała w Sewilli, ale w związku z przeprowadzką, udało jej się namówić dziekana, by zadzwonił na Uniwersytet Barceloński i załatwił jej ich kontynuację.
Upewniwszy się, że wszystko zabrała, ruszyła pewnym krokiem w stronę uczelni. Mniej więcej w połowie drogi niechcący na kogoś wpadła. I to nie na byle kogo.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Nic się nie stało, to moja wina. - uśmiechnął się Marc Bartra. MARC BARTRA!
- Przepraszam, mogę prosić o zdjęcie? - wskazała palcem na telefon.
- Dla takich pięknych kibicek, nie jestem w stanie odmówić. - Lena oblała się rumieńcem. - Nie pogniewasz się, jeśli zawołam kolegę?
- Nie ma sprawy. - przygryzła wargę.
- Tello! - zawołała Barcelońska '15'.
- Czego chcesz pacanie? - odpowiedział mu Tello, który po chwili podszedł do swojego przyjaciela. - Będziesz mnie tak odprowadzał pod samą Sagradę Familię? Co, może mnie jeszcze złapiesz za rączkę i bezpiecznie przeprowadzisz przez ulicę? Otóż nie mój drogi Marcu Bartro Aregallu, z nami koniec! Biorę rozwód! Spodziewaj się jutro mojego adwokata!
Lena, która przez całe to zdarzenie stała z boku, dosłownie sikała ze śmiechu.
- Hej Cristian. - wyszczerzyła się. Chłopak spojrzał się na nią i wyraźnie zdziwił.
- Lenaaaaa! Ale do Sagrady Famili to nie w tą stronę. - zaśmiał się.
-Czekaj, czekaj to ty jesteś tą słynną Leną, o której Cristianek tyle mi opowiadał? - poczochrał przyjaciela Marc. Tello dosłownie zabijał go wzrokiem.
- Cristian Ci o mnie opowiadał? - zdziwiła się dziewczyna.
- No ba, i to ile! Mógłby tak gadać i gadać cały dzień... Przepraszam, ale ja już chyba sobie pójdę, bo ten gościu mnie zabiję, jeśli coś jeszcze palnę. Miło Cię było poznać Leno. - ukłonił się lekko i pocałował ją w rękę. - Aaa, zapomniałbym o zdjęciu!
- Marc, ona nie chce z Tobą zdjęcia. Idź już! - zganił go Cristian.
- Dobra, dobra. Policzymy się w domu! - pogroził mu Bartra, po czym zniknął za rogiem ulicy. Tello wypuścił głośno powietrze z ust i spojrzał przepraszającym wzrokiem na dziewczynę.
- Przepraszam za niego, jest trochę...
- Głupkowaty? Daj spokój, prawdziwy gentelman z niego. - uśmiechnęła się Lena.
- Taa, zawsze i wszędzie. Dokąd się wybierałaś, zanim na nas wpadłaś?
- Chciałam przed naszym spotkaniem zanieść papiery na Uniwersytet Barceloński. - wytłumaczyła mu przyjaciółka.
- Idziesz na studia?
- Właściwie będę kontynuować. Zaczęłam studiować w Sewilli, ale kiedy zdecydowałam, że czas wyjechać poprosiłam dziekana o ich kontynuację, ale w innym mieście.
- Mogę iść z Tobą, jeśli chcesz.
- Z wielką przyjemnością. - posłała mu kolejny uśmiech.
Jak zwykle fantastycznie spędzili ze sobą czas. Dużo się śmiali i mieli masę głupich pomysłów. Weszli do oficjalnego sklepu adidasa, założyli korki, wzięli piłkę i zaczęli podawać, biegać, dryblować po całym sklepie! Następnie poszli do przymierzalni, założyli koszulki Realu Madryt i robili sobie samojebki z debilnymi minami. Gdy obsługa chciała ich wyrzucić ze sklepu, zaczęli płakać, że są samotni i nikt ich nie kocha. Niestety, smutne buzie nie zadziałały na sprzedawców i musieli opuścić sklep. Spacerowali uliczkami Barcelony, śpiewali na cały głos różne piosenki, podchodzili do zwykłych przechodniów, prosząc ich i zdjęcia i autografy.
Czy oni są normalni?

______________________________________________________

No i mamy w końcu 2 rozdział! :D Przepraszam, że znowu tak długo czekaliście, ale moi nauczyciele wymyślili sobie, że w jednym miesiącu będą sprawdziany diagnostyczne i jakiś durny projekt edukacyjny ;__;
No nic, w każdym razie mam nadzieję, że rozdział się Wam podoba, liczę na Wasze szczere opinie ;) Jeśli chcecie być informowani zapraszam tutaj -----------------> INFORMOWANI
A jak chcecie mi pospamować swoimi opowiadaniami, zapraszam tutaj :D ----------------------------> http://ask.fm/Maravilla1899
Do następnego :*
7:0 z Osasuną ♥



środa, 26 lutego 2014

Rozdział 1: Oni powinni być razem.

Jest dokładnie 22 czerwiec 2006 roku. Tego dnia swoje 14 urodziny obchodziła Lena García, jednak jak zwykle o nich nie pamiętała. Była typem osoby, która przejmowała się problemami innych, a nie swoimi. Tak samo było z urodzinami. Pamiętała o urodzinach mamy, znajomych, ale nie o swoich. Nigdy nie potrafiła się skupić wyłącznie na sobie. Jeśli ktoś bliski jej sercu cierpiał, od razu starała się pomóc, ale gdy sama cierpiała, po prostu ukrywała to fałszywym uśmiechem. Jedyną osobą, która potrafiła rozpoznać tą minę był jej najlepszy przyjaciel, a mianowicie...
- Cristian, debilu! - wydarła się na swojego przyjaciela, który właśnie oblał ją zimną wodą.
- Madre mia, czy ty musisz być taka niemiła, nawet w swoje urodziny?
- Jestem niemiła, bo jakiś matoł obudził mnie wiadrem z wodą! To ja mam dzisiaj urodziny?
Cristian westchnął głęboko i spojrzał tępym wzrokiem w sufit, po czym zwrócił się do swojej przyjaciółki.
- Znowu zapomniałaś, prawda?
Lena zrobiła zawstydzoną minę, a chłopak spiorunował ją wzrokiem.
- Ja to mam z Tobą 3 światy...
- I wszystkie są genialne! - dokończyła za niego, cały czas się śmiejąc. Jubilatka szybko się przebrała, po czym zeszła do młodego Tello, który czekał już na dole. 
- Wszystkiego najlepszego jełopie! - wydarł się wręczając dziewczynie okrągły i zapakowany prezent, który kształtami 'wcale' nie przypominał piłki. 
- Nigdy nie zgadniesz co to jest! - zaśmiał się Cristian.
- I kto tu ma z kim 3 światy?! 
- Nie gadaj tylko otwieraj!
Lena obracała w rękach okrągły pakunek, nie wierząc w głupotę swojego najlepszego przyjaciela. Dwoma ruchami zerwała ozdobny papier, a jej oczom ukazała się oryginalna piłka Ligi  Mistrzów z tegorocznego finału. Krzyknęła z radości i rzuciła się na Cristiana. 
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Idziemy ją wypróbować? - zapytała odrywając się od niego.
- Ale tak bez śniadania? - poruszył znacząco brwiami, po czym zaprowadził dziewczynę do kuchni. Na stole czekała na nich góra naleśników, które były jeszcze ciepłe. Zajadali się nimi, śmiali, rozmawiali... Byli stworzeni do przebywania w swoim towarzystwie.
*
Grali już dobrych kilka godzin na boisku, znajdującym się po drugiej stronie ulicy. Tradycyjnie mieli zdarte łokcie i kolana, siniaki na rękach i nogach. No ale cóż, można się bawić albo dobrze, albo ostrożnie. Wybijała godzina 15, słońce grzało bezlitośnie, więc dwójka nierozłącznych przyjaciół wróciła do domu zrobić lemoniadę. Jednak gdy przekroczyli próg, zadzwonił telefon ze szpitala, w którym pracowały mamy Tello i Gonzalés. Lena odbierając telefon nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo wstrząśnie nią ta wiadomość. Nawet tak bardzo, że wybiegnie z domu, nie zważając na Cristiana, wołającego jej imię. Miała to gdzieś, tak bardzo chciała znaleźć się w objęciach matki i usłyszeć niby głupie "już wszystko dobrze", które wypowiedziane od właściwej osoby, mogą dać morze spokoju. Wiedziała jednak, że to niemożliwe, bo jej mama, która na co dzień była pielęgniarką, miała właśnie atak serca. I leży na stole operacyjnym. 
*
Siedzieli pod blokiem operacyjnym. Lena była w objęciach Cristiana i dławiła się od płaczu, nie potrafiła się uspokoić. Bo niby jak się uspokoić i powiedzieć, że niby nic się nie stało, jeżeli osoba, która dała Ci życie, wychowywała i znosiła wszystkie Twoje wahania nastroju, może umrzeć? A gdyby tak się stało, zostałaby sama na świecie, bez żadnej rodziny. Fakt miała ojca, który jej się wyrzekł i zostawił na pastwę losu, bo znalazł młodą i piękną aktorkę, w której się rzekomo zakochał i wyjechali razem do Sewilli. Nienawidziła go za to, że tak po prostu je zostawił. Przesyłane alimenty były jedyną oznaką, że żyje. Więc co niby miała zrobić? Walić głową w ścianę jak w kreskówkach? Zapewne zabawnie by to wyglądało, ale właściwie poskutkowałoby to jedynie bólem głowy.
Po chwili przyszła mama Crstiana, która wręczyła dziewczynie tabletki uspokajające i również ją próbowała pocieszyć, niestety bez skutku. Clarisa, bo tak miała na imię pani Tello, razem z inną pielęgniarką, wróciły do pacjenta, któremu właśnie pobierały krew.
- Nie myślałaś nigdy o tym, jak bardzo Lena i Cristian do siebie pasują? - zapytała pielęgniarka.
- Manuela, oni są jeszcze dziećmi... Szkoda mi tylko Leny. Mam nadzieję, że Izabelle wyjdzie z tego cało. To by było straszne, gdyby Lena straciła matkę. - odpowiedziała Clarisa. Przyjaźniła się z Izabelle, mamą Leny i doskonale ją znała.
- A wiesz co ja Ci powiem? Oni powinni być razem. 
*
Lena przestała płakać dopiero po 2 godzinach, ale to dlatego że skończył jej się płyn w oczach, powszechnie zwany łzami. Pod żadnym pozorem nie była spokojna, jej organizm był odporny na wszelkie tabletki uspokajające. Już od ponad 2 godzin była operowana jej mama, a lekarze nie dawali żadnych oznak, co się z nią dzieje. Mijała 3, 4 godzina operacji, a z każdą chwilą dziewczyna się coraz bardziej bała, mimo czuwającego przy niej Cristiana trzęsła się niemiłosiernie.
- Ej mała zobaczysz, wszystko będzie dobrze. - powiedział Tello cały czas przytulając dziewczynie.
- Chciałabym w to uwierzyć. - wyszeptała. - Dziękuję, że jesteś.
- Nigdy Cię nie zostawię głupolu.
- Taa, za dużo wspólnych debilnych wspomnień. - zaśmiali się, jednak nie trwało to długo, bo na środku korytarza stanął ktoś, kogo Lena nienawidziła najbardziej na świecie. Oczywiście był to jej ojciec.
- No wy chyba sobie ze mnie żartujecie. - powiedziała półgłosem. Tego właśnie teraz najmniej potrzebowała. "Kochającego" ojca, który chce naprawić swoje błędy z przeszłości. Wolała rzucić się ze szczytu Sagrady Famili, niż przyjąć jego nic nie znaczące przeprosiny. Nie widziała go od 4 lat, a mimo to z dnia na dzień coraz bardziej nienawidziła. Nie było mowy o daniu mu drugiej szansy, nie po tym co zrobił...
W końcu z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Szedł z wzrokiem wbitym w podłogę, a jego twarz wyrażała tylko jedno - ból.
- Przykro mi - powiedział niepewnie. - Nie udało nam się jej uratować.
Podskoczyło jej serce do gardła. Właśnie straciła mamę. W dniu swoich 14-stych urodzin.
Nie mrugnęła nawet okiem, kiedy ojciec złapał ją za rękę i wyprowadził ze szpitala.
- Co ty robisz? - zapytała przestraszona.
- Wyjeżdżamy do Sewilli. - odpowiedział chłodno.
- Nigdzie z Tobą nie jadę!
- Chyba jednak nie masz wyboru.
- Wolałabym zostać w domu dziecka niż mieszkać z Tobą pod jednym dachem!
Westchnął głęboko i spojrzał na swoją córkę. Po chwili odezwał się do niej łagodniejszym tonem.
- Lena co się stało? Przecież mieliśmy takie dobre relacje... Nie pamiętasz już jak razem jeździliśmy na mecze, jak zabierałem Cie na stadion?
- Nie miej pretensji do mnie, bo to nie ja zniszczyłam naszą rodzinę.
- A ja tak, ale w tej chwili mało mnie to obchodzi, więc wsiadaj do samochodu. Jedziemy na lotnisko i koniec dyskusji.
Był zbyt stanowczy, żeby mogła po raz kolejny zaprotestować. Zresztą jak zwykle. Nie pozwolił jej nawet zostać na pogrzebie mamy, a swojej byłej żony. Nie mogła też pożegnać się z Cristianem. Musiała spakować rzeczy i wyjechać, bo wiedziała, że nie uda jej się postawić na swoim. Zawsze było tak jak on chce i według jego zasad.
Lena przez całą podróż nie odezwała się słowem, dopiero gdy była już w swoim "nowym" pokoju, padła na łóżko i zaczęła krzyczeć w poduszkę. Nie wychodziła z pomieszczenia przez następne 2 dni, cały czas płakała. Szczęśliwe dzieciństwo, które do tej pory znała, zmieniło się w koszmar. Od tej pory, musiała sobie radzić sama, bo nie mogła liczyć na ojca ani na jego wredną i jędzowatą narzeczoną. W tamtym dniu straciła prawie wszystko: mamę, przyjaciela, szczęście. Wszystko oprócz jednego. Wiary na powrót do stolicy Katalonii.

______________________________________________________

No i mamy pierwszy rozdział! Przepraszam, że trwało to tak długo, ale przez ostatnie 3 tygodnie miałam strasznie dużo nauki. Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem, bardzo mnie motywowały, no ale niestety nie było czasu na pisanie. Wiem, że rozdział do najdłuższych i najciekawszych nie należy, ale obiecuję, że następne będą lepsze ;) Mam nadzieję, że się Wam podobał. :)  Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach zapraszam tutaj ------> INFORMOWANI
Do następnego :*




sobota, 8 lutego 2014

Prolog

 Czy prawdziwa miłość zdoła przetrwać wszystko? Nawet śmierć osoby, bez której nie wyobrażasz sobie życia? Czym jest w ogóle miłość? Czy ja ją kiedyś odnajdę?
Takie pytania zadawała sobie niemalże codziennie pewna hiszpanka Lena García. Nie można powiedzieć, że jest ona zwykłą dziewczyną, bo to nieprawda. Kochała piłkę nożną i FC Barcelonę najmocniej na świecie. Nie mogła też zapomnieć o swoim najlepszym przyjaciela z dzieciństwa, z którym niestety urwała kontakt po tym, jak wyjechała do Sevilli, do ojca, który sobie o niej przypomniał dopiero wtedy, gdy umarła jej matka. Miała wtedy 14 lat i nie było jej łatwo zostawić tamto piękne życie w Barcelonie, które uwielbiała. Teraz ma 21 lat i znowu wraca po długiej przerwie do stolicy Katalonii. Siedziała właśnie na lotnisku i czekała na samolot, który zabierze ją do jej prawdziwego domu. Nie wiedziała jednak, że decyzja o powrocie odmieni jej życie na zawsze...

_______________________________________

Witam na moim blogu o Barcelonie :)
Zaplanowanych jest 7 rozdziałów + epilog. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
czytasz -------> komentujesz ;)