poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 2: Panie i panowie, witamy w Barcelonie.

*Parę lat później*
- Panie i panowie, witamy w Barcelonie. Za kilka minut będziemy lądować, więc proszę zapiąć pasy. Dziękujemy za skorzystanie z naszych linii lotniczych i zapraszamy ponownie. - powiedziała stewardessa. Lena szybko przetarła oczy i wyjrzała za okno samolotu. W końcu wróciła do domu, prawdziwego domu. A najlepsze jest to, że ojciec i ta jego aktorzyna wcale się nie sprzeciwiali kiedy stanęła w salonie z walizką i powiedziała: "Mam was już po dziurki w nosie. Wyprowadzam się" po czym po prostu wyszła i skierowała się na lotnisko. Widocznie oni też tego chcieli po tych wszystkich próbach ucieczki, swego rodzaju buntu, problemów w szkole, oraz faktu że tuż po przyjeździe do Sewilli, zamknęła się w pokoju na 2 dni, a potem przez kolejne 5 nic nie jadła. Przez te wszystkie lata pracowała i zbierała pieniądze, na powrót do stolicy Katalonii, a teraz jej się to udało. Nieważne że jest początek marca 2014 roku i musi skończyć studia. Wróciła. I nawet nie zamierza stąd wyjeżdżać. 
Gdy koła samolotu dotknęły podłoża, poczuła motylki w brzuchu. Chyba nigdy nie była szczęśliwsza, nie licząc dzieciństwa spędzonego z najlepszym przyjacielem. W pośpiechu zabrała swoją walizkę, wsiadła do taksówki i pojechała do mieszkania, które wynajęła parę dni wcześniej. Rzuciła swoje rzeczy w kąt i spojrzała na widok za oknem. Za nim rozpościerało się przepiękne Camp Nou. Było dokładnie takie jakie je zapamiętała - magiczne. Uśmiechnęła się delikatnie, a po prawym policzku spłynęła jej łza. Sama nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, ile musiała przejść w ciągu tych 8 lat, by się tu teraz znaleźć...
Szybko się otrząsnęła i wyszła z mieszkania. Czuła, że powinna teraz być w zupełnie innym miejscu.
*
Drogę na Barceloński cmentarz znała na pamięć. Często chodziła tu z mamą do dziadka, który zmarł kiedy Lena miała 9 lat. Zawsze kiedy grała w piłkę, dedykowała mu każdą strzeloną bramkę. Po wyjeździe do ojca, robiła to już dla 3 osób...
Kupiła przepiękny bukiet kwiatów, a po chwili szła ścieżką między nagrobkami. Wiedziała, że jej mama zostanie pochowana koło swoich rodziców, nie było innej opcji. Z każdym krokiem Lenie biło coraz mocniej serce. Była tu pierwszy raz jej od śmierci. Na ostatnim zakręcie prowadzącym do pochówku jej rodziny, stanęła jak wryta w ziemię. Dokładnie tam, gdzie był grób rodziny Gonzalés, stał wysoki, przystojny chłopak - Cristian Tello. Wpatrywała się w niego jak w obrazek. Spędziła z nim całe dzieciństwo, wiedzieli o sobie dosłownie wszystko, a teraz tak po prostu bała się podejść. Bała się, że tak po prostu ją oleje, powie zwykłe "cześć" i sobie pójdzie. Strach potrafi z ludźmi robić różne rzeczy, ale jeśli tego sami nie przełamiemy, już zawsze nami będzie rządził. Więc co zrobiła Lena? Przełamała się i ruszyła pewnym krokiem w stronę Cristiana. Niestety, zanim zdążyła choćby go zawołać, chłopak wstał i poszedł w przeciwną stronę. Dziewczyna stanęła i wbiła wzrok w ziemię. Przecież on teraz grał w FC Barcelonie, klubie swoich marzeń. Pewnie nie przejmował się takimi osobami jak ona...
Przykucnęła przy grobie swojej matki, położyła na nim bukiet białych róż i wyszeptała ciche "Hej mamo, tęskniłam za Tobą".
- Lena? - powiedział znajomy głos. Dziewczyna spojrzała na swojego przyjaciela i delikatnie się do niego uśmiechnęła.
- Cześć Cristian.
Tello zaczął do niej biec, a po chwili Lena znalazła się w jego ramionach. Nic nie potrafiło wyrazić, jak bardzo za nią tęsknił, jak bardzo brakowało mu jej towarzystwa. Nie było dnia, kiedy o niej nie myślał. Czasami nawet zdarzało mu się nazwać Lorenę 'Leną'. Tak po prostu, przez przypadek. A teraz w końcu przed nim stała. Kiedy tylko spojrzał w jej twarz, przypominały mu się beztroskie lata dzieciństwa, które razem spędzili.
Oderwali się od siebie dopiero po kilku minutach.
- Dlaczego nie dawałaś żadnych oznak życia? - zapytał z troską w głosie Cris. - Nie było Cię na pogrzebie, nawet się nie pożegnałaś.
- Uwierz mi, gdybym mogła, poszłabym nawet do domu dziecka, byleby tu zostać.
Westchnęła głęboko. Nie chciała się użalać nad sobą. Nigdy tego nie lubiła. Na całym świecie, ludzi dotyka głód, żywioł, który zabiera im domy, rodzinę. Przy tym jej 'katastrofa' to nic takiego. Zawsze się wlurzała, gdy kilkunastoletnia dziewczyna płakała, robiła z siebie największe biedactwo na świecie, bo chłopak ją rzucił, albo rodzice nie pozwolili jej iść na koncert Biebera.
- Brakowało mi Ciebie głupku. - powiedział Cristian.
- Też tęskniłam jełopie. - uśmiechnęli się do siebie. - Dziękuję, że tu przychodziłeś i dbałeś o to wszystko.
- Skąd wiedziałaś, że to ja?
- Serio? A kto inny mógłby dać bordowo-granatowe znicze? - zaśmiała się. - Naprawdę dziękuję.
- Hej, wiesz że dla Ciebie zrobię wszystko.
- No tak, w końcu mamy za dużo wspólnych wspomnień z dzieciństwa.
- I zdecydowanie większość tych głupot była Twoja.
- Ej no, to nie ja uciekałam jak poparzona przed psem sąsiadów!
- Żartujesz sobie? To był najgroźniejszy york jaki w życiu widziałem!
- Cristian, on wyglądał jak szczur i mogłeś go bez problemu zdeptać swoją gigantyczną stopą. - zapadła chwila ciszy, a potem wybuchli śmiechem. Chyba nic im nie było w stanie odebrać tej relacji.
*
Stała przed walizką i nie miała pojęcia co założyć. Umówiła się z Cristianem na wieczór i chciała dobrze wyglądać. Cholernie jej na nim zależało, zawsze darzyła go większym uczuciem, jednak stosunkowo niedawno się o tym dowiedziała. Chciała, by był dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem, ale było to niestety niemożliwe. W końcu miał dziewczynę Lorenę, która była w ciąży... Poza tym nie miała z nią najmniejszych szans. Lorena była po prostu śliczna. A Lena za każdym razem, gdy patrzyła na swoje odbicie w lustrze, czuła wstręt. Zawsze dotykały ją kompleksy, ale teraz to się nasiliło. Mimo że miała idealnie wyrzeźbione ciało, piękny, płaski brzuch, ani grama tłuszczu na biodrach czy udach, jedyną osobą, która tego nie zauważyła była ona sama. W liceum ludzie plotkowali, że jest anorektyczką, co było kompletną bzdurą. Fakt, czasami się głodziła, ale po to, by zrobić na złość ojcu i jego głupiej narzeczonej. Nie miała jednak problemów żywieniowych.
Zrobiła ostatnie poprawki przed lustrem, spakowała papiery na studia i wyszła. Umówili się pod Sagrada Familią, ale przed spotkaniem postanowiła złożyć papiery na studia, by móc je kontynuować. Zaczęła je jak mieszkała w Sewilli, ale w związku z przeprowadzką, udało jej się namówić dziekana, by zadzwonił na Uniwersytet Barceloński i załatwił jej ich kontynuację.
Upewniwszy się, że wszystko zabrała, ruszyła pewnym krokiem w stronę uczelni. Mniej więcej w połowie drogi niechcący na kogoś wpadła. I to nie na byle kogo.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Nic się nie stało, to moja wina. - uśmiechnął się Marc Bartra. MARC BARTRA!
- Przepraszam, mogę prosić o zdjęcie? - wskazała palcem na telefon.
- Dla takich pięknych kibicek, nie jestem w stanie odmówić. - Lena oblała się rumieńcem. - Nie pogniewasz się, jeśli zawołam kolegę?
- Nie ma sprawy. - przygryzła wargę.
- Tello! - zawołała Barcelońska '15'.
- Czego chcesz pacanie? - odpowiedział mu Tello, który po chwili podszedł do swojego przyjaciela. - Będziesz mnie tak odprowadzał pod samą Sagradę Familię? Co, może mnie jeszcze złapiesz za rączkę i bezpiecznie przeprowadzisz przez ulicę? Otóż nie mój drogi Marcu Bartro Aregallu, z nami koniec! Biorę rozwód! Spodziewaj się jutro mojego adwokata!
Lena, która przez całe to zdarzenie stała z boku, dosłownie sikała ze śmiechu.
- Hej Cristian. - wyszczerzyła się. Chłopak spojrzał się na nią i wyraźnie zdziwił.
- Lenaaaaa! Ale do Sagrady Famili to nie w tą stronę. - zaśmiał się.
-Czekaj, czekaj to ty jesteś tą słynną Leną, o której Cristianek tyle mi opowiadał? - poczochrał przyjaciela Marc. Tello dosłownie zabijał go wzrokiem.
- Cristian Ci o mnie opowiadał? - zdziwiła się dziewczyna.
- No ba, i to ile! Mógłby tak gadać i gadać cały dzień... Przepraszam, ale ja już chyba sobie pójdę, bo ten gościu mnie zabiję, jeśli coś jeszcze palnę. Miło Cię było poznać Leno. - ukłonił się lekko i pocałował ją w rękę. - Aaa, zapomniałbym o zdjęciu!
- Marc, ona nie chce z Tobą zdjęcia. Idź już! - zganił go Cristian.
- Dobra, dobra. Policzymy się w domu! - pogroził mu Bartra, po czym zniknął za rogiem ulicy. Tello wypuścił głośno powietrze z ust i spojrzał przepraszającym wzrokiem na dziewczynę.
- Przepraszam za niego, jest trochę...
- Głupkowaty? Daj spokój, prawdziwy gentelman z niego. - uśmiechnęła się Lena.
- Taa, zawsze i wszędzie. Dokąd się wybierałaś, zanim na nas wpadłaś?
- Chciałam przed naszym spotkaniem zanieść papiery na Uniwersytet Barceloński. - wytłumaczyła mu przyjaciółka.
- Idziesz na studia?
- Właściwie będę kontynuować. Zaczęłam studiować w Sewilli, ale kiedy zdecydowałam, że czas wyjechać poprosiłam dziekana o ich kontynuację, ale w innym mieście.
- Mogę iść z Tobą, jeśli chcesz.
- Z wielką przyjemnością. - posłała mu kolejny uśmiech.
Jak zwykle fantastycznie spędzili ze sobą czas. Dużo się śmiali i mieli masę głupich pomysłów. Weszli do oficjalnego sklepu adidasa, założyli korki, wzięli piłkę i zaczęli podawać, biegać, dryblować po całym sklepie! Następnie poszli do przymierzalni, założyli koszulki Realu Madryt i robili sobie samojebki z debilnymi minami. Gdy obsługa chciała ich wyrzucić ze sklepu, zaczęli płakać, że są samotni i nikt ich nie kocha. Niestety, smutne buzie nie zadziałały na sprzedawców i musieli opuścić sklep. Spacerowali uliczkami Barcelony, śpiewali na cały głos różne piosenki, podchodzili do zwykłych przechodniów, prosząc ich i zdjęcia i autografy.
Czy oni są normalni?

______________________________________________________

No i mamy w końcu 2 rozdział! :D Przepraszam, że znowu tak długo czekaliście, ale moi nauczyciele wymyślili sobie, że w jednym miesiącu będą sprawdziany diagnostyczne i jakiś durny projekt edukacyjny ;__;
No nic, w każdym razie mam nadzieję, że rozdział się Wam podoba, liczę na Wasze szczere opinie ;) Jeśli chcecie być informowani zapraszam tutaj -----------------> INFORMOWANI
A jak chcecie mi pospamować swoimi opowiadaniami, zapraszam tutaj :D ----------------------------> http://ask.fm/Maravilla1899
Do następnego :*
7:0 z Osasuną ♥



7 komentarzy:

  1. Brzdąk! :D
    Czekałam tyle czasu na ten rozdział kretynie! :*
    Świetny - jak zwykle I czekam na nn :3
    *Nawet mój pomysł się tqm znalazł xd ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. - Ej no, to nie ja uciekałam jak poparzona przed psem sąsiadów!
    - Żartujesz sobie? To był najgroźniejszy york jaki w życiu widziałem!

    - Czego chcesz pacanie? - odpowiedział mu Tello, który po chwili podszedł do swojego przyjaciela. - Będziesz mnie tak odprowadzał pod samą Sagradę Familię? Co, może mnie jeszcze złapiesz za rączkę i bezpiecznie przeprowadzisz przez ulicę? Otóż nie mój drogi Marcu Bartro Aregallu, z nami koniec! Biorę rozwód! Spodziewaj się jutro mojego adwokata!

    To mnie powaliło z nóg :D
    Rozdział jak zwykle świetny
    Czekam ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha świetne to <3
    Baardzo się ciesze, że Lena znów może być szczęśliwa, bo ma o boku Cristiana :)
    Chłopaki haah xD
    Jestem ciekawa, co bedzie dalej ^^
    Czekam na nowy rozdział :>

    OdpowiedzUsuń
  4. To mnie zaskoczyłaś... nie spodziewałam, że spotkają się akurat na cmentarzu.
    Bardzo podoba mi się blog, zaciekawił mnie już od prologu. Mam nadzieję, że wena pozostanie do końca :D Świetne to i przede wszystkim śmieszne :D Pozdrawiam <33

    OdpowiedzUsuń
  5. hahahahah o Boże sikam xDDDD
    Cristian i Marc - debile jakich mało <333
    świetny rozdział, czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. znicze w kolorach FC Barcelony zawsze spoko XDDD
    hhahahahahahha, MARC I CRISTIAN ROZWALAJĄ SYSTEM <333
    cudowny rozdział, czekam na nexta! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział cieszę się, że dziewczyna zaczyna nowe życie :D

    OdpowiedzUsuń